"Gdyby żył Lech Kaczyński, nie byłoby ofiar na Majdanie" - to tytuł rozmowy w "Super Expressie"
Andrzej Urbański przypomniał, że Lech Kaczyński, będąc jeszcze prezydentem Warszawy pojechał na Majdan i wspierał pomarańczową rewolucję.
A kiedy został głową państwa, to pierwszy kontakt i pierwsze symboliczne pojednanie zawarł właśnie z prezydentem Ukrainy. Na Ukrainie wiedziano, że w Europie nie ma nikogo, kto by goręcej wspierał starania tego kraju o wstąpienie do NATO i Unii Europejskiej niż prezydent Polski Lech Kaczyński - przekonuje w "Super Expresie" Andrzej Urbański.
Tabloid spytał byłego szefa kancelarii prezydenta, czy taka wyprawa do Kijowa byłaby możliwa dziś, kiedy do ludzi celują snajperzy.
Nie wiem, jaką decyzję podjąłby ktoś tak odważny jak Lech Kaczyński. Ale być może w ogóle by nie doszło do tego, co dziś dzieje się na Majdanie, ponieważ on pojawiłby się tam dużo wcześniej. Wtedy, gdy obecny prezydent Ukrainy wykazywał coraz słabszą wolę do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, a rzeczona Unia Europejska nie wiedziała, jak go przeciągnąć na swoją stronę - stwierdził Urbański.
Przekonuje on, że Lech Kaczyński nie zostawiałby takiej sprawy na ostatnią chwilę.
Tymczasem dziennikarka "Gazety Wyborczej" Dominika Wielowieyska nie zostawia na Urbańskim suchej nitki. W TOK FM stwierdziła, że kiedy przeczytała rozmowę z byłym szefem kancelarii prezydenta, to ręce jej opadły.
Potem pomyślałam, że nieszczęsny pan Andrzej niechcący oskarżył Jarosława Kaczyńskiego. Bo prezes Prawa i Sprawiedliwości żyje, był na Majdanie... Panie Andrzeju, proszę się powstrzymać z oskarżeniem Jarosława Kaczyńskiego! - zaapelowała dziennikarka na radiowej antenie.