Prokurator domaga się dla Kiszczaka jedynie kary czterech lat więzienia, zmniejszonej na mocy amnestii z 1989 roku o połowę, i to w zawieszeniu na pięć lat. Choć mógłby zażądać aż 10 lat bezwzględnego więzienia.
Według aktu oskarżenia, Kiszczak sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi"- wysłał 13 grudnia 1981 roku szyfrogram do jednostek milicji, w którym przekazał dowódcom uprawnienia do wydania rozkazu otwarcia ognia do strajkujących.
Śledczy twierdzą, że to ten dokument pozwolił zomowcom ze specjalnego plutonu strzelać do strajkujących górników z kopalni "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Wyrok w procesie ma zapaść w lipcu. Dziś mowę końcową wygłosił prokurator, a jutro przemawiać będą oskarżyciele posiłkowi.
Kiszczak jest za to sądzony od kilkunastu lat. I już po raz trzeci. Najpierw 11 lat temu sąd go uniewinnił, potem - w 2004 roku - skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Oba wyroki skasował sąd II instancji, który kazał zacząć proces od nowa. A ten ruszył we wrześniu ubiegłego roku.
Kiszczak twierdzi, że jest niewinny, a cała sprawa to polityczna zemsta.