Siedzi po ciemku, głód zajada cebulą. Tak kryzys zmienił życie 41-letniego Iakovosa
1
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
2 Czasami odwiedzają go sąsiedzi, którzy przynoszą mu jedzenie.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
3 Iakovos często wspomina czasy, kiedy żyła jego matka. - Wtedy było inaczej, mieliśmy jej emeryturę, było nas stać, by zapłacić rachunki, a ja jadałem domowe posiłki - opowiada z żalem.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
4 Ivakosowi zdarza się głód zajadać cebulą...
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
5 Pieniędzy nie starcza mu na duże zakupy.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
6 Na skutek kryzysowej polityki podatkowej w ciągu roku Iakovos popadł w długi. Był winien państwu 6700 euro.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
7 W związku z długami był zmuszony sprzedać letni dom należący do jego rodziny. Czas miał wielkie znaczenie, cena była wyjątkowo niska.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
8 Tabliczka "na sprzedaż" - tyle Iakovosowi zostało z jego letniego domku, w którym wraz z rodzicami spędzał całe wakacje.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
9 Iakovosowi nie starcza pieniędzy na podstawowe potrzeby, o dbaniu o dom nie ma mowy.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
10 Matka Iakovosa zmarła na początku 2012 roku, była jego ostatnią żyjącą krewną. - Bardzo źle jest, kiedy nie ma się na świecie nikogo bliskiego - - przyznaje Iakovos.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
11 Iakovos utrzymuje się ze zbierania aluminiowych puszek, które potem sprzedaje w skupie. Za uzyskane pieniądze stara się płacić choć część rachunków.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
12 - Gdyby trzy lata temu ktoś powiedział mi, że skończę, zbierając puszki, w życiu bym mu nie uwierzył. Powiedziałbym, że oszalał - przyznaje Iakovos.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
13 Iakovos nie ma dochodu. To, co dostanie za zebrane puszki, w pierwszym rzędzie wydaje na rachunki.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
14 Długi Iakovosa wciąż są na tyle wysokie, że fiskus zagroził mu odebraniem domu.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS
15 Koszula, którą Iakovos nosił, kiedy jeszcze normalnie pracował. Wciąż wisi w jego domu jako wspomnienie dawnych dobrych czasów.
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS