Sąd skazał Mirosława G. na rok w zawieszeniu na dwa lata. Orzekł też wobec lekarza 72 tysiące złotych grzywny i przepadek korzyści majątkowych na kwotę ponad 17 tysięcy. Prokuratura chciała dla kardiochirurga kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu i 200 tysięcy złotych grzywny. Obrona wnosiła o uniewinnienie.

Reklama

Jak uzasadniał sędzia Mirosław Tuleya, Mirosławowi G. nie można przypisać naruszania praw pracowniczych. Jak przekonywał, choć jego metody zarządzania różniły się od poprzedników, lekarz nikogo nie upokarzał, nie szykanował i nie terroryzował personelu, a jedynie wprowadził europejskie standardy, takie jak przestrzeganie higieny, schludny wygląd pracowników czy usunięcie telewizora z dyżurki lekarzy.

Wyrok nie jest prawomocny. Sąd bezwarunkowo umorzył postępowania wobec większości oskarżonych o wręczanie korzyści majątkowych



Adwokat kardiochirurga Adam Jachowicz przekonywał sąd, że zarzuty korupcyjne są bezpodstawne, a zeznania świadków prokuratury - niewiarygodne. Sugerował, że mogą być oni rozżaleni po utracie zmarłych bliskich lub ulegli nagonce organizowanej na doktora G. przez CBA i prokuraturę pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry. Także sam Mirosław G. w ostatnim słowie odrzucił oskarżenia, twierdząc, że jest niewinny. Lekarz domagał się również przeprosin od prokuratury. Za te wszystkie oskarżenia, oszczerstwa, zarzut zabójstwa i za to, że jestem dewiantem seksualnym - wyliczał doktor G. Zastanawiał się również, dlaczego funkcjonariusze CBA nie zatrzymali go na gorącym uczynku.

Do spektakularnego zatrzymania Mirosława G doszło w lutym 2007 roku. Został on w kajdankach wyprowadzony ze szpitala przez funkcjonariuszy CBA, co pokazano w wielu stacjach telewizyjnych. Były szef CBA Mariusz Kamiński mówił, że doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. A ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dodawał: Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie.

Początkowo prokuratura rzeczywiście postawiła Mirosławowi G. zarzut zabójstwa pacjenta, ale sąd uznał, że to mało prawdopodobne i w konsekwencji śledczy się z niego wycofali. Teraz na Mirosławie G. ciąży zarzut mobbingu wobec podwładnych i ponad 40 zarzutów korupcyjnych. Kwota łapówek miała sięgać w sumie około 50 tysięcy złotych. Prokurator podkreślał, że kardiochirurg ma dwoistą naturę. Z jednej strony jest świetnym lekarzem, z drugiej - bezspornie przyjmował łapówki. Nie liczył się z pracownikami, wywoływał u nich grozę, dotkliwie kwestionował kompetencje, charakter, a nawet wygląd zewnętrzny.

Doszło do dyskryminacji, naruszania praw pracowniczych - na kardiochirurgii była największa w całym szpitalu rotacja personelu. Nawet najbardziej przychylne oskarżonemu środowiska nie próbują polemizować z utrwalonymi na dowodowych kasetach obrazami wręczanych oskarżonemu kopert. Wszyscy widzieliśmy, że oskarżony sprawdzał ich zawartość, a następnie chował do wewnętrznej kieszeni marynarki, spodni i fartucha - przekonywał prokurator.

Oskarżony w toku całego procesu nie przyznał się do zarzuconych czynów. W śledztwie zapewniał, że nigdy nie uzależniał operacji od łapówki. Przyznał, że pacjenci sporadycznie zostawiali mu koperty z pieniędzmi, ale on oddawał je na potrzeby szpitala.