"Jesteśmy gotowi zabrać delegację premiera na pokład tupolewa, którym do Brukseli leci Lech Kaczyński. Samoloty się psują, o czym mogło się przekonać ostatnio wielu polskich polityków" - mówił DZIENNIKOWI prezydencki minister Michał Kamiński, tuż po tym jak dowiedział się o awarii maszyny, którą miał lecieć Donald Tusk.
Kamiński dodał, że Tu-154, którym prezydent przybył na klimatyczny szczyt ONZ do Poznania, natychmiast został wysłany do Warszawy po premiera Tuska i jego delegację.
Premier - który do tej pory powtarzał, że Lech Kaczyński nie powinien jeździć na unijne szczyty - zdecydował się przyjąć zaproszenie. Samolot z obu politykami na pokładzie już wylądował w Brukseli. Niestety, polska delegacja dotrze do siedziby UE z niewielkim opóźnieniem.
Donald Tusk chciał lecieć do Brukseli rejsowym samolotem, bo jedyna będąca na chodzie rządowa maszyna została zarezerwowana dla prezydenta, który też leciał na unijny szczyt. Tuż przed startem samolotu linii "Brussels Airlines" z warszawskiego Okęcia okazało się, że jest zepsuty. Linie informują, że "jest to drobna usterka techniczna".
Ta drobna usterka spowodowała jednak, że premier znalazł się więc w wyjątkowo kłopotliwej sytuacji. Bo następne bezpośrednie połączenie z Warszawy do Brukselą jest dopiero ok. godz. 16.00, a szczyt zaczyna się godzinę wcześniej. Tuskowi groziło więc spóźnienie na unijne negocjacje. Prezydent "ratuje" go więc przed dyplomatyczną wpadką.