Zobacz orędzie prezydenta Lecha Kaczyńskiego >>>

Kurski na jeden dzień nieoczekiwanie wcielił się w rolę reprezentanta Kancelarii Prezydenta. Wyreżyserował wszystko dokładnie. Przy nagraniu w Belwederze i montażu w TVP towarzyszyła mu wiceszefowa Agencji Informacyjnej TVP Patrycja Kotecka. Na wstępie prezydent - wyjątkowo jak na orędzie stojąc, a nie siedząc - przypomina, jak w ubiegłym roku negocjował traktat lizboński.

Reklama

"Polskie drogi" w tle

Widzimy Lecha Kaczyńskiego naradzającego się, witającego się z przywódcami państw Unii, w tym z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. "Udało się przeforsować wszystkie ważne dla Polski zapisy" - podkreśla prezydent. I dodaje, że dzięki tak stanowczej postawie poprzedni rząd wywalczył 67,5 miliarda euro, dzięki którym dziś Polska wychodzi z cywilizacyjnej zapaści po latach komunizmu.

Wagę wypowiadanych słów podkreśla lecąca w tle melodia będąca głównym motywem popularnego w latach 70. serialu "Polskie drogi" opowiadającego o... walce komunistycznego podziemia w czasie okupacji hitlerowskiej. W pewnym momencie muzyka milknie. "Nie wszystko w Unii musi być dobre dla Polski" - twardo zaznacza prezydent.

Merkel i homoseksualiści mają straszyć

Jakie są zagrożenia? Według prezydenta to przede wszystkim niemieckie roszczenia wobec Polski. W tle widzimy kanclerz Merkel w towarzystwie szefowej niemieckiego związku wypędzonych Eriki Steinbach. Następnie prezydent przestrzega przed zburzeniem obowiązującego w Polsce ładu moralnego. Przebitka ze ślubu gejowskiego tłumaczy jasno, o co chodzi.

Reklama

Wyraźnie też prezydent wskazuje, że te obawy płyną z działań obecnego rządu w sprawie traktatu. Całość została wyjątkowo nadana jednocześnie w dwóch głównych kanałach TVP.

Kurski: Pamiętam, jak to się robi

Skąd pomysł na cały spot? "Nie chcę mówić o tym spocie z wrodzonej nieśmiałości i skromności. Poza tym nie będę zdradzał tajemnic pałacu" - mówi jego autor Jacek Kurski. Po czym podkreśla: "Przypominam, że w 2005 roku byłem szefem sztabu podwójnie zwycięskiej dla PiS kampanii telewizyjnej. Trochę jeszcze pamiętam, jak to się robi".

To wyraźny przytyk do prezydenckiego ministra Michała Kamińskiego, który do tej pory odpowiadał za medialne wystąpienia prezydenta. I przez swoich partyjnych kolegów został uznany za współwinnego ostatniej przegranej kampanii wyborczej.