Świadkowi mówią wprost: to Zientarski gnał autem koło 200 km/h przez Warszawę. W miejscu, gdzie jest ograniczenie prędkości do 50, bo na jezdni jest garb, ferrari zamieniło się w pocisk. Wyleciało na nierówności w górę, przeleciało przez jezdnię i ryjąc trawę, wbiło się w betonową podporę wiaduktu.

Reklama

Samochód rozbił się na tysiące części i całkowicie spłonął. Od wewnętrznych obrażeń zginął pasażer Jarosław Zabiega. Jutro jego pogrzeb. Zientarski leży nieprzytomny w szpitalu. Lekarze mówią, że jego stan jest ciężki, ale stabilny. Podobno zaczyna reagować na proste bodźce.

Pierwszy świadek zeznał przed prokuratorem, że kierował Zientarski. To jest już dowód w sprawie.Wiemy, że prokuratura czeka teraz na wyniki badań krwi dziennikarza, które pobrali lekarze tuż po katastrofie. Wtedy będzie wiadomo, czy nie było tam śladu alkoholu.

Była też już sekcja zwłok Zabiegi, ale prokuratorzy czekają na wyniki dodatkowych badań. Chcą mieć kolejne dowody, nie tylko zeznania świadków, że to nie on kierował autem.

Reklama

Ustalenie tego, kto był za kierownicą w chwili wypadku, jest teraz dla śledczych najważniejsze, bowiem kierowcy grozi aż osiem lat więzienia.