Odciągnęli Zientarskiego od wraku

Bartłomiej Szkop opowiada, jak ferrari roztrzaskało się o betonowy wiadukt. Momentalnie wrak ogarnęły płomienie. "Po jednej stronie samochodu leżała jedna ofiara wypadku, a po drugiej - tam, gdzie był większy pożar - leżała druga osoba, która się paliła. Na tym człowieku płonęła odzież w okolicach pleców oraz spodnie" - relacjonuje Szkop w rozmowie z tvn24.pl.

Reklama

Jak mówi, razem z innym świadkiem odciągnęli Zientarskiego od płonących szczątków aż na drugą stronę jezdni. "Baliśmy się, że dosięgnie go ogień" - opowiada pan Bartłomiej. W tym czasie druga ofiara wypadku - Jarosław Zabiega - płonął. Ludzie próbowali mu pomóc, lecz bezskutecznie.

Człowiek płonął, szczątki wybuchały

"Próbowano go ugasić i go stamtąd odciągnąć, ale tam wciąż wybuchały jakieś części samochodu. Wszyscy się bali podejść, w dodatku temperatura była zbyt wysoka. Przykro mi jest, że nie zdołaliśmy rozpocząć ratowania drugiego dziennikarza" - opowiada tvn24.pl Bartłomiej Szkop.

Reklama

Kolejny internauta tvn24.pl relacjonuje: "Podbiegłem kilkanaście sekund po zdarzeniu do płonącego. Jeden ze świadków odciągnął, jak teraz wiem, Zientarskiego na pobocze, ja zająłem się drugim człowiekiem. Drugi uczestnik już się palił, na głowie miał chyba jakiś plastik, który próbowałem zdjąć, niestety nieskutecznie. Do samochodu nie dało się podejść, było piekielnie gorąco. Ktoś podał mi gaśnicę, żeby ugasić płonącego człowieka. W niewielkim stopniu się udało. Ktoś próbował wyciągnąć człowieka, ale skóra z jego ręki przykleiła się do ręki ratującego".

To nie samochód, lecz kawałek stali

Reklama

Maciejowi Zientarskiemu pomóc się udało. "Nie oddychał. Jego usta były pełne wydzieliny. Usunąłem ją i ułożyłem w pozycji bocznej. Przechodziłem szkolenie z pierwszej pomocy" - opisuje Bartłomiej Szkop. Zientarski zaczął samodzielnie oddychać. Potem zajęli się nim strażacy.

"Dokładnie było widać, że samochód wleciał tyłem w stronę filaru i od razu nastąpił wybuch baku z paliwem" - opowiada inny internauta tvn24.pl. Twierdzi, że ferrari prowadził Jarosław Zabiega. Policja nie wypowiada się na ten temat.

"Różne wypadki widziałem, ale jak przejeżdżałem obok wraku spalonego ferrari, to nie był samochód, tylko kawałek stali. Panowie, wolniej trochę..." - pisze z kolei na forum dziennika.pl internauta "sosen". Kolejny dodaje: "Widziałem ten wypadek. Kierowca ruszył spod świateł tak, że się zatrzęsła ziemia. Myślę, że do wiaduktu spokojnie jechał 200 km/h".