"Dziewięć dni temu skończył 30 lat. W weekend w gronie najbliższych miał świętować w Zakopanem swoje urodziny. Wyjazdu w swoje ukochane Tatry nie doczekał. W wypadku samochodowym zginął nasz redakcyjny kolega, wspaniały dziennikarz motoryzacyjny Jarosław Zabiega" - czytamy w "Super Expressie".
Po tym, jak pożyczone czteroletnie ferrari modena roztrzaskało się o podporę wiaduktu, samochód eksplodował. Maciej Zientarski cudem przeżył, ale ma uszkodzony kręgosłup i poparzone ciało. Jarosława Zabiegi nie udało się uratować. Pozostawił ukochaną Agatę i córeczkę Nelę.
"W <Super Expressie> zaczął pracować jako student w grudniu 1998 roku. Miał zaledwie 20 lat, mieszkał z rodzicami w rodzinnym domu w Wesołej i ścigał się w rajdach samochodowych" - czytamy. "Od razu wiedziałem, że chcę pisać o samochodach. Na tym się znam, to mnie kręci" - odpowiedział wówczas na pytanie, czym chciałby się zajmować.
"Nie bał się prędkości, ale kierował bezpiecznie i z głową" - wspomina "Super Express". "Gdy rozmawialiśmy o strachu przed prędkością, przed wypadkami, których pełno na każdym kroku, wzruszał tylko ramionami..." - dodaje gazeta.
"Żegnamy Cię, Jarku, i bardzo żałujemy, że już nigdy nie pogadamy o naszych dzieciach, tenisie, działce w Wesołej i paru innych rzeczach" - pisze "Super Express". I kończy: "Współczujemy Twoim ukochanym kobietom: Agacie, życiowej partnerce, i 2-letniej Neli, którą osierociłeś. Jak zrozumieć, że w chwili, kiedy umierałeś, miałeś z Piotrkiem popijać piwko i oglądać mecz piłkarski Polska-Estonia? A co z Twoim wyjazdem do Norwegii, do siostry?".