Wygląda na to, że w tle trwającego konfliktu o Puszczę Białowieską minister Jan Szyszko zamierza otworzyć nowy front walki z ekologami i miłośnikami przyrody. Tym razem chodzi o regulacje, które ucieszą m.in. 120 tys. myśliwych zrzeszonych w Polskim Związku Łowieckim.
Ministerstwo Środowiska (MŚ) przygotowało projekt nowelizacji rozporządzenia określającego okresy polowań na zwierzęta łowne. Dokument powstał w porozumieniu z ministrem rolnictwa, a wśród osób podpisanych pod nim jest również Andrzej Antoni Konieczny, pełnomocnik ministra ds. Puszczy Białowieskiej.
Celem nowelizacji rozporządzenia jest wydłużenie okresu polowań na łanie i cielęta jelenia szlachetnego, wydłużenie okresu polowań na daniele, wprowadzenie całorocznego okresu polowań na dziki w całym kraju oraz określenie okresu polowań na szakala złocistego - wynika z uzasadnienia do projektu. Zmiany mają wejść w życie w trybie ekspresowym, tzn. już następnego dnia po ogłoszeniu nowego rozporządzenia (z wyjątkiem okresu polowań na szakala złocistego - ta regulacja zacznie obowiązywać dopiero od 1 marca 2019 roku).
Z czego wynikają zmiany? MŚ przekonuje, że okres polowań na łanie jelenia jest najkrótszy w Europie i trwa jedynie trzy miesiące. Efektem tego jest rosnąca populacja jelenia szlachetnego skutkująca szkodami w gospodarce leśnej i rolnej (wydeptywanie upraw, zgryzanie pędów młodych drzew itp.) Tak się dzieje, mimo że odstrzał tej zwierzyny wynosi średnio aż 45 proc. liczebności populacji. Resort wskazuje, że wpływają do niego liczne skargi od rolników w związku z „nadmierną liczebnością populacji jeleni”.
Remedium na te problemy ma być wydłużenie okresu polowań. I tak np. na łanie będzie można polować w czasie od 1 września do 15 stycznia, a na daniele (cielęta) od 1 września do końca lutego. Obecnie w obu przypadkach polowania możliwe są w czasie od 1 października do 15 stycznia. Resort środowiska szacuje, że zmniejszenie liczebności populacji jelenia i daniela przyniesie oszczędności, bo zmniejszy się wysokość odszkodowań wypłacanych z budżetu państwa za szkody wyrządzone przez te zwierzęta poza obwodami łowieckimi. Mowa o kwotach rzędu 3,5 - 4 mln zł rocznie.
W przypadku dzików resort środowiska zamierza pójść jeszcze dalej i wprowadzić możliwość ich odstrzału w całym kraju przez cały rok (dziś okres polowań obowiązuje od 1 kwietnia do końca lutego). Zmianę tę ministerstwo uzasadnia rozprzestrzeniającym się afrykańskim pomorem świń (ASF). W pierwszym półroczu 2017 r. zarejestrowano w Polsce 210 przypadków tej choroby w populacji dzików. Dla porównania, w 2014 r. było ich zaledwie 30, w 2015 r. - 53, a w ubiegłym roku - 80. Problem w tym, że ASF przenosi się z populacji dzików na trzodę chlewną. Tylko w czerwcu (licząc konkretnie d 7 czerwca - według resortu to jest początek tzw. trzeciej fali ognisk ASF) zarejestrowano w naszym kraju 21 nowych ognisk choroby.
Mimo tych argumentów, ekolodzy i tak są oburzeni zamiarami ministerstwa. - Odstrzał dzików przyczynia się nie do ograniczania ASF, ale do jej rozprzestrzeniania. Uwagę na to zwróciła już m.in. Komisja Europejska. Odstrzał powoduje migracje dzików. W miejsce, gdzie odstrzelimy swoje dziki, pojawią się nowe, z Białorusi, gdzie problem z ASF jest największy - mówi Cezary Wyszyński z fundacji Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt - Viva.
Wrażenia na nim nie robi także kwota nawet 4 mln zł oszczędności, które będą efektem zwiększonego odstrzału łani i danieli. - W skali budżetu państwa nie jest to kwota robiąca wrażenie. Są inne sposoby ograniczania populacji zwierząt. My walczymy np. o to, by myśliwi nie dokarmiali zwierząt. Tymczasem corocznie wysypują w lasach kilkaset tysięcy ton karmy. A to nic innego jak hodowanie zwierząt, zwiększające ich liczebność. A potem pojawiają się argumenty, że trzeba je zabijać. To proste, wręcz prymitywne myślenie - ocenia Cezary Wyszyński.
Jego zdaniem jedną z przyczyn dla wprowadzenia nowych regulacji dających zielone światło dla zwiększonej liczby polowań jest skuteczny lobbing środowisk myśliwskich. - Z badań, które przeprowadziliśmy w poprzedniej kadencji Sejmu wynika, że co piąty poseł jest myśliwym. W społeczeństwie to mniej więcej co trzydziesta osoba. Widać więc, że w polskim parlamencie mamy jakąś nadreprezentację myśliwych. Nic dziwnego, że przedkładane są takie projekty zmian w przepisach, zwłaszcza, że obecny minister środowiska ma bardzo bliskie relacje ze środowiskiem myśliwych - przekonuje Cezary Wyszyński.
Niewykluczone, że szeroko pojęte środowiska ekologów będą próbowały zwrócić uwagę Komisji Europejskiej na szykowane w Polsce regulacje. Autorzy projektu nowego rozporządzenia przekonują, że planowane przepisy są zgodne z prawem UE i „nie wymagają zasięgnięcia opinii, dokonania konsultacji oraz dokonania uzgodnienia z właściwymi organiami Unii Europejskiej, w tym Europejskim Bankiem Centralnym”.
Ale resort środowiska podejmuje dość ryzykowną grę, zwłaszcza w sytuacji coraz bardziej napiętych relacji na linii Warszawa-Bruksela. Nasi rozmówcy przypominają, że w 2015 roku, za poprzedniej koalicji PO-PSL, gdy pojawiły się plany masowego odstrzału dzików, głos zabrał Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (wyspecjalizowana jednostka finansowana z budżetu UE): Powszechnie wiadomo, że intensywne polowania doprowadzają do rozpraszania się grup i pojedynczych dzików. Wysiłki zmierzające do depopulacji dzików mogą prowadzić do adaptacyjnych zachowań u ściganego dzika, wzrostu jego populacji oraz napływu dzików z sąsiednich obszarów - stwierdził Urząd.
Jeśli więc Komisji Europejskiej z jakichś względów nie spodobają się założenia przyjęte przez nasz resort środowiska, może nawet dojść do sytuacji, w której KE wstrzyma wypłaty, w ramach których Polska może dostać kilkudziesiąt milionów euro na walkę z ASF.